środa, 10 sierpnia 2011

po raz kolejny odkrylam, ze planowanie czegokolwiek w tym miescie czesto mija sie z celem. wstalam dzisiaj rano, pobiegalam i przyszykowalam sie do wyjazdu za miasto. moim celem byla Istra, a dokladnie monaster Nowa Jerozolima, podobno bardzo piekne miejsce. punktualnie wyszlam z domu, na dworzec udalo mi sie nawet dotrzec przed czasem... po czym okazalo sie, ze pociagi sa odwolane przez najblizsze 3 godziny. pani biletowa niestety nie podala powodu, anulowane i koniec.
w sumie nic sie nie stalo, pogoda dzis jest nienajlepsza - "pada" na przemian z "leje". do Istry sprobuje pojechac w piatek, a dzis zrealizowalam wlasnie piatkowy plan - skonczylam zwiedzac Muzeum Puszkina, bylam na cmentarzu Nowodziewiczym i w domu Bulhakowa.
a zatem - po kolei.
Muzeum Puszkina jestem po prostu zachwycona i... zaskoczona. znalazla sie tam wrecz nieprawdopodobna ilosc bardzo znanych obrazow artystow swiatowej slawy, od wczesnego baroku po wiek XX. Rubens, Rembrandt, Monet, Degas, Renoir, Gaugin, Cezanne, Chagall, Matisse, Van Gogh, Picasso.... - az sie w glowie kreci! a  ta lista jest znacznie dluzsza, podaje te zdecydowanie najbardziej "chwytliwe" nazwiska. Warto dodac, ze obok ich obrazow znalazly sie takze dziela Polakow - miedzy innymi Skoczylasa, Jonasa Sterna (ktorego dziela, przypominam, mozemy obejrzec w naszym krakowskim muzeum narodowym - polecam!) i bardzo interesujace prace Wladyslawa Hasiora. Muzeum zostalo zlokalizowane w kilku budynkach, wczoraj ogladalam malarstwo XIX i XX wieku, dzis sztuke do wieku XVIII. spedzilam zatem wczoraj i dzis bardzo przyjemne kilka godzin.
natomiast zaskoczona jestem bardzo niewielka iloscia turystow. moim zdaniem pod wzgledem zbiorow jest to
galeria na absolutnie najwyzszym poziomie, podobne muzea we Wloszech, Francji czy Holandii pekaja od nadmiaru ludzi i wrecz nie da sie obejrzec obrazow na spokojnie. a tutaj? jest naprawde malo osob i w duzej mierze sa to obcokrajowcy.
przy okazji po raz pierwszy zaczelam rozumiec na czym polega geniusz impresjonizmu. moze to zabrzmi banalnie, ale niesamowite dla mnie jest to, ze z odleglosci 10 - 15 cm absolutnie nie jestem w stanie zobaczyc co jest przedstawione na plotnie. obraz zaczyna nabierac sensu przy odleglosci okolo 1 m. jak sensownie namalowac fasade gotyckiej katedry w rouen albo lilie wodne uzywajac jedynie rozmazanych punkcikow? do tego naprawde trzeba byc mistrzem... malo tego - w zaleznosci od uczucia i intensywnosci z jaka byly kladzione te malutkie punkciki, otrzymujemy koncowa emocje jaka wyraza obraz.
i swoja droga fascynujace jest to, jak bardzo roznia sie miedzy soba nawet najbardziej banalne pejzaze w momencie gdy przyjrzymy sie dokladnie ruchom pedzla. nawet blahy, oklepany zachod slonca nad morzem nabiera zupelnie innego znaczenia gdy przypatrzymy sie uwaznie pociagnieciom pedzla. to wlasnie lubie w ogladaniu obrazow w galerii, zwlaszcza tych od XIX wieku wzwyż - widze proces tworzenia i towarzysze mu emocje. widze, ze artysta poszukiwal, probowal, meczyl sie. przeczuwam, kiedy byl pewien, ze namalowany przez niego ksiezyc ma wlasciwy odcien, ale drzewa - moze niekoniecznie...
pozniej spedzilam troche wiecej niz godzine spacerujac w ulewnym deszczu po cmentarzu nowodziewiczym. przemokly mi buty, parasolka i zmarlam, ale bylam nieugieta. cmentarz ten znajduje sie w obrebie murow monasteru nowodziewiczego, w specjalnie wydzielonym miejscu. nie zajmuje zbyt duzej powierzchni. bardzo lubie stare, zabytkowe cmentarze i ten bijacy od nich spokoj. dziwnie sie zlozylo, ze groby najbardziej interesujacych mnie postaci - takich jak Gogol, Czechow czy Stanislawski - nie wyrozniaja sie niczym szczegolnym; nietrudno sie domyslic, ze te najwieksze i zdecydowanie rzucajace sie w oczy naleza do wojskowych i dzialaczy partyjnych. grobu Bulhakowa niestety nie udalo mi sie znalezc...
... za to ostatecznie znalazlam jego dom. musze przyznac, ze od czasu jak bylysmy tam pare lat temu, naprawde duzo sie zmienilo. obecnie jest to chyba jedno z najbardziej preznie dzialajacych muzeow w Moskwie, organizuja miedzy innymi festiwal Buhakowa, wystawiaja sztuki, organizuja przejazd slynnym tramwajem nr 302... jesli chodzi o samo mieszkanie na sadowej 10 pod numerem 50. - czyli mieszkanie pisarza - urzadzone zostalo niezwykle stylowo. w trzech pokojach zostaly zgromadzone zdjecia, plakaty, ksiazki, artykuly oraz nagrania ze wspolczesnych adaptacji sztuk i powiesci, a w tle gra muzyka z lat trzydziestych. w czwartym pokoju zostala urzadzona mala, przytulna kawiarenka. calosc sprawia bardzo przyjemne wrazenie.
"Starego nie ma juz Paryza. (Tak sie zmienia / Ksztalt miasta, predzej jeszcze niz serce czlowieka)" jak pisal Baudelaire. Okolice ulicy Sadowej i Twerskiej to zdecydowanie moja ulubiona czesc Moskwy, pelna zieleni, teatrow, zabytkowych kamienic i urokliwych ulic. ale widze roznice miedzy tym co bylo kiedys, a tym co jest dzis. mam wrazenie, ze kiedy szlysmy sadowa kilka lat temu, byla po prostu jedna z tych smutnych, glosnych, szarych ulic, nie wyrozniajaca sie niczym specjalnym; dzis jest wesola, kolorowa, pelna kawiarenek i nawet w ulewnym deszczu widac, ze zyje i co wazne - ze chce zyc...


a teraz cos z zupelnie innej beczki:

naprawde nie mam pojecia czemu rosyjskie samochody sluzby medycznej przypominaja karawany...

poniedziałek, 8 sierpnia 2011

dzis wybralam sie na koniec miasta na poszukiwania typowej, rosyjskiej chusty w kwiaty; niestety nie udalo mi sie jej znalezc, ale zobaczylam za to jak wyglada typowy rosyjski rynek. tak naprawde to nic specjalnego, przypomina nasze swietej pamieci kdt. sporo starszych, grubszych, mocno wymalowanych pan i sprzedawcy zachwalajacy swoj towar jako ten najlepszy i oczywiscie na wyprzedazy. obok straganow z odzieza znajduje sie "centrum handlowe" z produktami spozywczymi; dosc duze wrazenie zrobilo na mnie stoisko rybne z gigantycznymi partiami lososia i fragmentami jakichs innych dziwnych ryb, ale i tak nie umywalo sie ono do krymskiego targu rybnego i tamtego towaru (gdzie w gigantycznej, metalowej hali prawie na srodku stepu byly tylko i wylacznie ryby, ryby i ryby...).
niestety przejscia byly zbyt waskie i za malo miejsca aby dyskretnie mogla zrobic zdjecia.
pozniej poszlam na spacer do Kuskowa, gigantycznego kompleksu palacowo - parkowo - lesnego. niestety czesc z zabudowaniami byla nieczynna, ale i tak przez 2 godziny mialam gdzie spacerowac. troche sie balam sie sie zgubie, ale szczesliwie udalo mi sie znalezc wyjscie bez wiekszych komplikacji.
cd nastapi.

niedziela, 7 sierpnia 2011

"Умом Россию не понять,
Аршином общим не измерить:
У ней особенная стать —
В Россию можно только верить."

"Nie sposób pojąć jej rozumem,                                              
Nie sposób zwykłą miarką mierzyć.
Ma w sobie tyle skrytej dumy,
Że w Rosję można tylko wierzyć."   jak pisal Tiutczew w drugiej polowie XIX wieku.

Wczoraj rano czteroosobowa ekipa - skladajaca sie z Rosjanki, Rumunki, Amerykanina i Polki - pojechala szukac "prawdziwej Rosji". Organizacja wyjazdu zajela sie Marina (Rosjanka), co jest dosc istotna informacja. od poniedzialku do czwartku wieczorem probowalam naklonic ja do znalezienia zakwaterowania na sobotnia noc we Wlodzimierzu albo Suzdalu i ostatecznie w czwartek wieczorem laskawie zarezerwowala nam miejsca. mielismy zebrac sie w sobote o 7.30 - 7.40 na ostatniej stacji granatowej linii metra, co oznaczalo, ze musialam wstac o 5.30 aby przedostac sie na drugi koniec miasta. autobus do Suzdalu odjezdzal o 8.10. oczywiscie na miejscu okazalo sie, ze juz od dawna nie ma biletow na nastepne 2 autobusy. M. zadecydowala, ze pojedziemy marszrutka, bo przeciez "zawsze przy stacji metra stoi pieciu albo szesciu kierowcow oferujacych przejazd w tamte okolice". i naprawde nie mam pojecia dlaczego, ale tego ranka jakos wyjatkowo zaden z nich nie jechal ani do Wlodzimierza, ani do Suzdala, ani nawet do Iwanowa. przedziwne. efekt byl taki, ze pojechalismy do Wlodzimierza autobusem o 10 i zamiast byc w Suzdalu o 12.30, bylismy o 17.30 (przesiadki, przejazdy itp., itd...). nie ukrywam, na poczatku bylam dosc mocno zdenerwowana; gdybym wiedziala, ze beda jakiekolwiek problemy z biletami to pojechalabym sama dzien wczesniej i je kupila. ale postanowilam, ze i tym razem bede trzymac nerwy na wodzy, probowac sie zrelaksowac i przyjmowac rzeczy takimi, jakie sa. oczywiscie jestem wdzieczna M. za pomoc. i prawdopodobnie sie powtorze w tym momencie, ale rosyjskie podejscie do organizacji czegokolwiek po prostu mnie zabija. wydaje mi sie, ze ci ludzie po prostu nie umieja albo nie chca myslec perspektywicznie, a odrobina takiego myslenia czasami bardzo ulatwia zycie. oczywiscie kazdy ma jakies wady; mimo wszystko mysle, ze lubie Rosjan i dogaduje sie z nimi w wielu kwestiach.
uspokoilam sie zupelnie siedzac w autobusie i obserwujac widoki - lasy i bezkresne, niemal niekonczace sie pola. kazda podroz, nawet ta krotka (w tym wypadku okolo 200km - co to za odleglosc?!), wyzwala we mnie ogrom pozytywnych emocji, jestem podekcytowana jak dziecko w Boze Narodzenie, czuje dziwna mieszanke euforii, ciekawosci i zachwytu nawet nad najzwyklejszymi rzeczami. niesamowicie pozytywne przezycie! 
jak juz pisalam, po poludniu dojechalismy do Suzdala. oczywiscie z powodu opieszalosci moich towarzyszy spoznilismy sie na wlasciwy autobus (...), ale w koncu szczesliwie udalo sie dojechac. za - ko - cha - lam sie w Suzdalu.  to niewielkie miasteczko, albo jak kto woli, spora wioska jest podobno najlepiej zachowana z miejscowosci nalezacych do tzw. Zlotego Pierscienia Moskwy. jednak urok tego miejsca nie kryje sie w nadzwyczajnej ilosci dziel sztuki. czar tkwi raczej w  przedziwnej, spokojnej atmosferze, czas chyba zatrzymal sie w miejscu. pelno tam domkow a la chatka z bajki, samochody jezdza dosc rzadko, za to jest sporo koni. pomiedzy domkami sa pola, drzewa, kwiaty i bardzo duzo niewielkich, urokliwych cerkwi w ktorych o pelnych godzinach bija dzwony. Suzdal slynie z napoju zwanego miediewucha - rodzaju miodowego lub miodowo - ziolowego piwa (bardzo smacznego zreszta!), wytwarzanego w okolicznym monasterze. przy calej swojej "wiejskosci", miejscowosc ta jest doskonala baza turystyczna, pelna straganow z pamiatkami, miejsc noclegowych, restauracji i stolowek. bardzo zaluje, ze zamiast calego dnia, spedzilismy tam tylko niecale cztery godziny.
trzeba jednak dodac, ze zycie w tym raju na ziemi nie wyglada lekko. te same bezkresne pola, ktore mnie tak zachwycaja, sa gigantycznym utrudnieniem, gdyz miasteczko jest odciete od swiata. na przyklad cala elektrycznosc jest wylaczana codziennie o 22.30 (co moze nie powinno to byc duzym zaskoczeniem biorac pod uwage fakt, ze nawet w Moskwie sa rejony, gdzie w sezonie wiosenno - letnim odlaczana jest ciepla woda w kranach). mlodzi ludzie masowo wyjezdzaja, gdyz nie maja co robic, a miejscowy szpital przypomina raczej umieralnie niz lecznice.
wieczorem wrocilismy do Wlodzimierza, gdzie poszlismy do bardzo przyjemnej kawiarni w centrum. zdecydowanie bardziej przypominala zachodnioeuropejska knajpke z dwudziestego pierwszego wieku niz bar mleczny rodem z "Misia". po kolacji pojechalismy do mieszkania i padlismy ze zmeczenia.

z kolei dzis rano zwiedzilismy Wlodzimierz. nie moge powiedziec, ze jest to ladne czy specjalnie wyrozniajace sie miasto, ale moze po prostu spedzilam tam za malo czasu. jest jedna glowna ulica przy ktorej skupione sa najwazniejsze zabytki i kawiarenki, reszta przypomina wielkie, szare i paskudne blokowisko, na dodatek bardzo zaniedbane blokowisko. co ciekawe, w malym Suzdalu (12 tys mieszkancow) jest wiecej ciekawych rzeczy do zobaczenia niz w tym duzym miescie (duzym - czyli ok. 600tys). z pewnoscia we Wlodzimierzu jest  mniejszy ruch niz w Moskwie, czas tez plynie jakby wolniej; ale tak naprawde to nie widze jakiejs gigantycznej roznicy miedzy ta dzielnica w ktorej mieszkam tutaj w stolicy, a Wlodzimierzem. nawet ceny sa zblizone, co bylo dla nas dosc zaskakujace. oczywiscie nie ma tam metra, ale jest bardzo dobrze rozwinieta siec autobusow i trolejbusow (swoja droga pierwszy raz w zyciu jechalam trolejbusem :) biletow komunikacji miejskiej nie kupuje sie w kiosku czy nawet u kierowcy; za to w kazdym ze srodkow transportu jest jedna babuszka, pani starsza biletowa, ubrana w niebieski fartuch gladki albo w groszki (dokladnie taki sam jakie mialy panie wozne w podstawowce), ktora ma tasme z recznie odrywanymi biletami i osobiscie podchodzi do kazdego z pasazerow i sprzedaje bilet.
w kazdym razie we Wlodzimierzu zwiedzilam monaster, dwunastowieczny sobor Dmitrjewski i - przede wszystkim! - Sobor Uspienski z freskami Rublowa. wewnatrz tej swiatyni jest bardzo ciemno, prawdopodobnie ze wzgledu na ochrone freskow mistrza, malowanych przy uzyciu mieszanki jajek i barwnikow. czesc z malowidel jest oswietlona, ale niestety Sad Ostateczny, ktory tak bardzo chcialam zobaczyc (glownie ze wzgledu na to dzielo tak bardzo zalezalo mi na wycieczce do Wlodzimierza...), akurat dzis znajdowal sie w ciemnosci i musialam dluuuugo sie wpatrywac  w sufit aby zobaczyc chociaz kontury postaci. mimo wszystko nie zaluje i ciesze sie, ze udalo mi sie zobaczyc chociaz czesc fresku.
zrobilismy sobie krotki spacer, widzielismy jeszcze m. in. slynna Zlota Brame z XII wieku, niegdys brame wjazdowa od strony Moskwy. jeszcze do niedawna ikony znajdujaca sie nad brama byly zamalowane na rozkaz komunistow, odslonieto je dopiero niedawno. zajrzelismy tez do (podobno) bardzo slynnego baru z blinami, zwanego "Blincziki". z zewnatrz miejsce to wyglada bardzo niepozornie. panie za lada maja wyglad i maniery stereotypowej pani ze Społem albo z baru mlecznego. serwuja swoje taniutkie bliny zawiniete w najtansze i najzwyklejsze torebki foliowe, ale trzeba przyznac - ich wyroby sa przepyszne.
po poludniu wrocilismy do Moskwy. poczatkowo planowalismy powrot na jakies pozniejsze godziny, ale po weekendzie, w niedziele wieczorem sa nieprawdopodobne korki na drodze wjazdowej do stolicy.
ponizej - sporo zdjec z wyjazdu :)

Autobus do Suzdala ;)


Typowe budownictwo. Mysle, ze w czyms podobnym mieszkala Krolewna Sniezka.

... i bardzo mozliwe, ze jezdzila podobna kareta...

Typowy Suzdalski krajobraz.

Kreml. Niestety zdjecie wyszlo troche ciemne, ale zestawienie kolorow - w tym lazurowe niebo, snieznobiale mury i kolorowe kwiaty - to po prostu balsam dla oka ;)

Suzdalskie koty...

... prawie tak niebiezpieczne jak niedzwiedzie...

Bałwan.

Starsza pani (* skojarzyla mi sie z Ciocia Lucyna)

...i starszy pan.

Zwroccie uwage na napis "Prodigy" w tle ;)

Okno w zrujnowanej cerkwi. takie miejsca maja dla mnie jakis dziwny magnetyzm.

Serce u mych stop, milosc wyryta w betonie...

i zachod slonca nad Suzdalem.
Mam nadzieje, ze zdjecia choc troche przekonaly Was do odwiedzenia tego miejsca!
a teraz kilka fotografii z Wlodzimierza:

Widok na Sobor Uspienski. Juz na tym zdjeciu widac jak bardzo odmienny jest charakter tych dwoch miejscowosci.

Sobor Uspienski - swiatynia ta stanowila inspiracje dla architekta Soboru Uspienskiego na moskiewskim Kremlu.

 Tak, mam lekkie zboczenie na punkcie kotow.

Zlota Brama

Ikona nad Brama.

Ot, wylotowka na Moskwe...

Wesola muzyka, ale widok smutny. Nie wpomnialam jednego  - na wlodzimierskich ulicach jest dosc duzo zebrzacych ludzi. Nikogo tez nie dziwi widok niepelnosprawnego mezczyzny bez nog, ktory w wojskowym mundurze pije wino pod ogrodzeniem...

... w koncu "dziekuje za zwyciestwo".

"Blincziki"

Ulica Karola Marksa. Gwiazda musi byc!

Moze nic specjalnego, ale przyciaga uwage.

Mam nadzieje, ze Was nie zanudzilam. Pozdrawiam!

piątek, 5 sierpnia 2011

pisze dosc szybko i skrotowo, poniewaz zostalo mi jakies cztery i popl godziny na sen. dzis zdecydowana wiekszosc dnia spedzilam wloczac sie po miescie. najpierw odwiedzilam dom Puszkina przy starym arbacie; muzeum jak muzeum, nic szczegolnego. kilka ladnych, stylowych mebli, cylinder, gitara, rekawiczki, ladnie wydane ksiazki z epoki. prawde mowiac idac tam bylam pewna, ze wybieram sie do duzej galerii sztuki - ktora, jak sie okazalo, jest imienia A. Puszkina i znajduje sie w innej czesci dzielnicy. nic sie nie stalo, zdaze jeszcze nadrobic zaleglosci w przyszlym tygodniu.
po obiedzie udalam sie do nowej Galerii Trietiakowskiej, gdzie zgromadzone zostaly zbiory sztuki rosyjskiej XX wieku. chyba w zyciu nie bylam w tak paskudnej galerii. wyglada rownie okropnie na zewnatrz (zdjecie ponizej...), jak i wewnatrz. zaniedbana, odrapana, brudne sciany, wiele sal jest pustych... naprawde smutno to wyglada. musze dodac, ze nie jest to jednolite muzeum, raczej kompleks muzealno - galeriowo - sklepowy. na dodatek panuje tam dosc duzy chaos, sale przeznaczone wylacznie do zwiedzania sa przemieszane ze sklepikami, w ktorych mozna kupic wyroby rekodzielnicze, akcesoria malarskie czy obrazy, a przejscia miedzy nimi sa waskie i klaustrofobiczne. odkrylam jednak jednego naprawde swietnego malarza, Piotra Konczałowskiego (ktory byl dziadkiem Nikity Michalkowa).
wieczorem poszlismy z naszymi Polkami i kolega ze Slowacji do Parku Zwyciestwa, gdzie znajduja sie monumentalne pomniki majace uczcic triumf Rosji w wielkiej wojnie ojczyznianej. rzeczywiscie, efekt zapiera dech w piersiach, nawet jezeli nie jest to "moj" rodzaj estetyki. nie zrobilam tam zbyt wielu zdjec.
a jutro? poznaje prawdziwa Rosje, wybieram sie na 2 dni do wlodzimierza i suzdala. pozdrawiam!

 
Ot, moskiewska ulica. Widok z Mostu Krymskiego.

Nowa Galeria Trietiakowska. "Centralny Dom Malarza", jak glosi napis nad wejsciem.

"Świat Dobra". Pełna łagodnego uroku rzeźba (?) znajdujaca sie przed Galeria.

Przejscie podziemne miedzy Galeria a Parkiem Kultury. W miejscu tym zostala zgromadzona nadzwyczaj duza ilosc kiczowatych obrazow. Dodatkowa inspiracja dla kupujacych byl plynacy z megafonu glowny motyw muzyczny z "Krola Lwa", tym razem w oryginalnym wykonaniu Johna Eltona.

Nie wiem czy Waszym zdaniem to zdjecie jest udane, ale zalezalo mi na ukazaniu obok siebie 2 symboli Rosji - komunistyczny sierp i mlot w zestawieniu z kopula soboru (dla przyp. - soboru Chrystusa Zbawiciela)

Na stacji metra Park Kultury (swoja droga jedna z najstarszych stacji w Moskwie).

Stacja Park Pobiedy (jedna z najnowszych stacji).

Łuk Triumfalny niedaleko Parku Zwyciestwa.

środa, 3 sierpnia 2011

dzis udalo mi sie wejsc do wczoraj wspomnianego monasteru nowodziewiczego, ale wciaz mam do nadrobienia przylegajacy do niego cmentarz (na ktorym to, przypominam, pochowani sa zasluzeni Rosjanie). coz moge powiedziec? jest to kolejne miejsce w centrum ruchliwego miasta, od ktorego emanuje jakis nieprawdopodobny spokoj i mozna tam odnalezc bloga cisze. pierwsze zolte liscie spadaja na zadbane sciezki, a barokowe mury soborow przypominaja szeptem historie pierwszej zony Piotra I, Eudoksji Łopuchiny - zesłanej do monasteru za to, ze nigdy jej nie kochal i jego siostry Zofii, ktora znalazla sie tam, bo z kolei za bardzo kochala wladze.
zdjecia niestety w pelni nie oddaja urody tego miejsca.

 Z serii "pocztowkowe"


W obrebie monasteru znalazlo sie bardzo wiele wizerunkow aniolow, ten akurat pochodzi ze sciany kaplicy. Niestety jakosc obrazu pozostawia wiele do zyczenia.




"Starzec", wersja wspolczesna.


Z daleka monaster prezentuje sie wspaniale...

Oto typowy przyklad zabudowy moskiewskiej - obok starego, zabytkowego budownictwa sa widoczne budynki bardzo nowoczesne....

...a kawalek dalej - sowieckie i paskudne.

A teraz cos z zupelnie innej beczki. Impresje ;)

Bardzo mi sie spodobala ta pani z psem...Idealnie do siebie pasuja.


W rosyjskim kiosku niekoniecznie kupisz prase czy chusteczki higieniczne. Ale bez problemu dostaniesz piwo.

...w koncu swoj ulubiony dziennik mozesz kupic w automacie na stacji metra.


Swojski akcent na koniec:
Dobre, bo polskie!

Pozdrawiam :)

wtorek, 2 sierpnia 2011

temperatura spadla okolo 20 stopni w porowaniu do poprzednich dni, jest zimno, wietrznie i deszczowo. jednak nie zwazajac na niesprzyjajace warunki atmosferyczne, jechalam prawie pol miasta aby zwiedzic monaster nowodziewiczy. juz z zewnatrz ten XVI wieczny monaster obronny wyglada imponujaco; ale niestety moglam go zobaczyc tylko z zewnatrz, gdyz we wtorki obiekt jest nieczynny. efekt byl taki, ze zmoklam, zmarzlam i postanowilam wrocic do domu. teraz staram sie rozgrzac. mam nadzieje, ze moja pasja poznawcza nie skonczy sie kolejnym przeziebieniem. a zatem - o monasterze prawdopodobnie napisze jutro. 

poniedziałek, 1 sierpnia 2011

dzis po raz pierwszy od mojego przyjazdu przez pol dnia bylo pochmurno. czytam o tych powodziach i ulewach w Polsce i szczesliwie wydaja mi sie one jakas abstrakcja - tutaj caly lipiec byl naprawde upalny, a jesli nawet padal deszcz, to tylko orzezwial atmosfere. od wczoraj jednak powietrze zrobilo sie nieco chlodniejsze, czyli bardzo przyjemne. wykorzystalam sprzyjajace warunki atmosferyczne i pojechalam do Kolomienskoje, czyli parku, ktory kiedys byl podmoskiewska wsia i majatkiem carow. i naprawde zakochalam sie w tym miejscu! nie ma tam moze nic specjalnego - niewielka cerkiew Matki Bozej Kazanskiej, cerkiew wybudowana z okazji narodzin carewicza Iwana zwanego pozniej Groznym, deby posadzone przez Piotra I i jego drewniany domek przeniesiony z Archangielska... ale Kolomienskoje ma taki swoisty, wiejski urok. jest to kolejne miejsce w Moskwie, ktore jest zupelnie oderwane od wielkomiejskosci. oczarowal mnie ten fragment parku, w ktorym rosna glownie jablonie, setki jabloni i zapach jablek unosi sie nad alejkami pelnymi delikatnych kwiatow i kwitnacych krzakow dzikich roz. urzekajace miejsce, piekne w swojej prostocie. ponizej zamieszczam kilka zdjec, ale niestety nie oddaja one klimatu... 
rowniez bardzo pozytywnym akcentem (zwlaszcza w rocznice Powstania) bylo dla mnie odkrycie stacji metra Warszawskaja, znajdujacej sie na jednej z najnowszych linii.
pozdrawiam cieplo!



Cerkiew wybudowana przez Wasyla III z okazji narodzin Iwana Groźnego. Jest to jedna z pierwszych kamiennych budowli w Rosji; przyklad nietypowego dachu namiotowego.



To zdjecie jest dla mnie dowodem na to, ze Rosja sie cywilizuje. Mimowolnie zestawiam te fotografie ze swoim wspomnieniem plazy w Petersburgu sprzed kilku lat - czyli z obrazem wysypiska smieci nad brzegiem morza, gdzie miedzy stertami odpadkow opalaja sie ludzie.


Fragment sadu jablkowego, w tle kopuly cerkwi Matki Boskiej Kazanskiej.


Nie zeby jakos za specjalnie spodobala mi sie ta Afrodyta czy inna Demeter (ktora moim zdaniem pasuje do tego parku jak piesc do oka...), ale zwroccie uwage na ilosc jablek na drzewach :)



"Warszawskaja" - napis na stacji metra ;)



Obrazy Warszawy z konca lat dziewiecdziesiatych :-)